sobota, 8 marca 2014

Two

Obudził mnie jasny promień światła z okna. Głośno się przeciągnęłam i powoli wyszłam zza kołdry.
Wciąż byłam we wczorajszym ubraniu. Nagle do mnie wszystko dotarło.

*flashback*
Gdy wyszłam zdenerwowana i cała przemoczona z imprezy Chrisa, poszłam od razu do domu. Dobrze, że nie spotkałam po drodze dziadków, bo zaraz posypały by się zbędne pytania. Kiedy już zamknęłam się w swoim pokoju, zadzwoniłam do Leah. Odebrała po pierwszym sygnale i zalała mnie falą pytań.
-Gdzie ty jesteś? Czekam na ciebie już godzinę! Jeśli nie chciałaś przyjść, mogłaś po prostu wysłać sms'a, zadzwonić, cokolwiek!
Chwilę się nie odzywałam, jakby jej słowa do mnie nie docierały.
-Co?- tępo zapytałam.
-Halo! Ziemia do Sel! Mówię, że mnie wystawiłaś.
-To ty mnie wystawiłaś!- nagle wybuchnęłam.- Szukałam cię wszędzie na imprezie u Chrisa, dosłownie! A potem, gdy byłam nad basenem, ktoś wepchnął mnie do wody i jestem cała mokra. Potem się pojawił jakiś batman, czy co to było albo raczej kto, i skopał im tyłki! W ogóle nienawidzę cię! Gdzie ty byłaś?!
Upadłam ciężko na łóżko i czekałam na odpowiedź. Leah chyba trochę zatkało.
-Jaka impreza u Chrisa? Była jakaś impreza u Chrisa?
O mój Boże.
-TAK! Wczoraj sama mi ją zaproponowałaś! Halooo?
-Była impreza u Christie, nie u Chrisa- Lea mówiła ze stoickim spokojem, co tylko bardziej mnie wkurzyło.
-Chyba sobie żartujesz- miałam ochotę teraz komuś przywalić.-Musiałam źle usłyszeć i poszłam na imprezę u Chrisa.
-Jak to możliwe, że była u niego impreza i nic o tym nie wiedziałam?
-Serio? To jest teraz twój problem?!-podniosłam głos.
-Wyluzuj, Sel. W ogóle wcześniej mówiłaś o jakimś batmanie? Mało zrozumiałam, więc...
-Spotkajmy się jutro na wyścigach- ucięłam i bez pożegnania się rozłączyłam. Miałam wszystkiego szczerze dosyć. Nie wiem nawet, kiedy zasnęłam, wtulona w kołdrę.
*flashback*

Szybko ściągnęłam z siebie ciuchy i poszłam do łazienki. Po gorącym prysznicu i ubraniu się w jakieś dresy, postanowiłam w końcu zwlec się na dół.
Trafiłam na wprost idealny moment. Oh, ja to mam szczęście.
Wszyscy siedzieli przy stole i jedli śniadanie. Tylko babcia rozwiązywała krzyżówkę.
Gdy doszłam do jadalni, wszyscy podnieśli na mnie wzrok. Poczułam się trochę niekomfortowo.
-Szybko wstałaś- zauważył Bryan. Pokiwałam tylko słabo głową i powoli zajęłam miejsce między dziadkiem, a moim bratem.
-Nie zauważyliśmy, kiedy przyszłaś. Dopiero w nocy Leo zauważył, że twoje buty leżą jak zawsze rozwalone w przedpokoju- babcia mówiła spokojnie, wciąż skupiona na krzyżówce. Przyzwyczajona do takich rozmów, równie spokojnie odparłam.
-Zapomniałam się zameldować. Przepraszam- spojrzałam niepewnie w stronę Bryana, ale on tylko grzebał widelcem w naleśniku. Przełknęłam ślinę. Coś było nie tak.
-Przejdźmy do rzeczy, Beth- dziadek zwrócił się do babci, która teraz wyprostowała się i wyjrzała zza pisemka.
-Sel, problem w tym, że ostatnio ciągle imprezujesz, bawisz się. Zupełnie nie przejmujesz się nauką. Wiem, że nigdy nie będzie tak, jak kiedyś, ale nie uważasz, że może...
-Masz szlaban na miesiąc. Nie ma imprez, wychodzenia do koleżanek czy innych pierdół- dziadek przerwał Elizabeth.- Siedzisz w domu i się uczysz. Tyle w temacie.
Wytrzeszczyłam oczy. MIESIĄC?! Tylko raz w życiu dostałam szlaban, ale na zaledwie dwa dni, a nie na MIESIĄC. To jak całe życie!
-Nie. Nie zgadzam się- pokiwałam zdenerwowana głową.
-Powiem szczerze, że mam głęboko w poważaniu, czy się zgadzasz, czy nie.
-Nic nie rozumiesz! Nie będzie tak jak kiedyś! Może przyzwyczailiście się do kochanej wnuczki, która przynosi ze szkoły same dobre stopnie, chodzi do kościoła i w ogóle jest niczym wisienka na torcie, ale to już MINĘŁO!- wybuchnęłam.
-Selena...- babcia uniosła brwi ku górze i patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami. Dziadek natomiast był niewzruszony. Bryan wciąż skrobał widelcem po naleśniku.
-Nie. Oni nie żyją. Nie mam po co już się starać. Na niczym mi już nie zależy. Nocuję dzisiaj u Leah- wstałam od stołu.
-Wracaj na miejsce- Leo powiedział spokojnie ze wzrokiem skierowanym w jakiś punkt w oddali.
-Nie dzwońcie- rzuciłam w ich stronę i nie fatygując się o zabranie jakichkolwiek rzeczy, narzuciłam na siebie kurtkę i wsunęłam na stopy adidasy. Chwilę później byłam już za drzwiami i usłyszałam tylko, jak babcia kłóci się z dziadkiem.
Sekundę zajęło mi wybranie numeru Leah.
-Hmmmm?- musiała coś jeść, bo mówiła niewyraźnie.
-Będę u ciebie za dwadzieścia minut. Masz wolny dom?- Miałam nadzieję, że tak. Rodzice Leah są zaprzyjaźnieni z moimi dziadkami, więc nie byłoby najlepszym pomysłem iść do niej, gdy są obecni.
-Cała chata jest wolna przez weekend. Coś się stało?-Musiała wyczuć w moim głosie zdenerwowanie.
-Nie. Niedługo będę, papa.

*

-Nie wierzę- moja przyjaciółka siedziała na łóżku w swoim ulubionym różowym dresie i uważnie mnie słuchała.
-A potem powiedziałam, że mają nie dzwonić i wyszłam- wzruszyłam ramionami, jakby nic się nie stało, chociaż przeżywałam to bardziej, niż chciałam.
-Wiesz, nie chcę cię jeszcze bardziej dołować, ale nie uważasz, że trochę przesadziłaś? Odwołaliby ci ten szlaban po tygodniu...
Siedziałam na fotelu i wciąż nerwowo bawiłam się palcami u rąk.
-Nie wiem. Nic już nie wiem, okej? Chcę ten weekend spędzić u ciebie, bo tam nie wytrzymam. Potem coś się wymyśli...
-Dalej uważam, że powinnaś wrócić i przeprosić. 
Pokręciłam szybko głową.
-Nie. Nie będę przepraszać, jeśli nic nie zrobiłam- Leah uniosła brwi w stylu "nie udawaj" i oparła głowę o poduszkę.
-Przemyśl to- spojrzała na zegarek stojący na półce obok łóżka.
-Czy twój brat nie ma dzisiaj wyścigów o dwudziestej?- spojrzałam na nią zdezorientowana. Była dopiero czternasta, chociaż na torze byłam zawsze z Bryanem wcześniej, by wszystko przygotować.
-Tak... Nie wiem, czy chcę iść- powiedziałam niedbale.
-Dobra, Sel, ustalmy sobie coś. Musisz poprawić te oceny. Znajdę ci jakieś ciacho, które jest jakimś geniuszkiem i ci pomoże, okej? Jeśli poprawisz oceny, wszystko wróci do normy. Bo im chodzi tylko o to. O trochę zainteresowania obowiązkami- spojrzałam się na Leah ze zdziwieniem. Ona sama nie była orłem w nauce, ale i tak miała lepsze oceny ode mnie. Przyjaźniłyśmy się od przedszkola i to zawsze ja, byłam tą "mądrzejszą". Do czasu, aż rodziców potrącił tir. 
Już miałam odpowiedzieć, że nie potrzebuję pomocy, gdy na poważnie skupiłam się na jej słowach. To prawda, bardzo opuściłam się w nauce. Ogólnie wszystko się spieprzyło. 
Pokiwałam powoli głową. Wstałam z fotela i podeszłam do Leah. Mocno przytuliłam ją do siebie.
-Dziękuję.
Reszta dnia upłynęła nam na oglądaniu filmów i obżeraniu się popcornem. Za każdym razem, gdy spoglądałam na zegarek i widziałam, jak robi się coraz później, miałam coraz większą ochotę iść na wyścigi. 
Byłyśmy w połowie oglądania "Trzy metry nad niebem", gdy po raz ostatni spojrzałam na godzinę i zobaczyłam, że jest kwadrans po dwudziestej.
Zerwałam się z kanapy.
-Okej, idziemy- ku mojemu zdziwieniu, Leah bez zastanowienia wyłączyła telewizor i z bananem na twarzy, wstała z łóżka.
-Wiedziałam, że i tak pójdziemy. 
Zdobycie jakiś fajnych ubrań w moim rozmiarze w szafie Leah, było naprawdę trudnym wyczynem. Ona była bardzo szczupła z dużą pupą, a ja o rozmiar większa z dużym dekoltem. 
Gdy Leah była już gotowa, ja dopiero znalazłam odpowiednie buty.
Spojrzałam kątem oka na moją przyjaciółkę. Była taka śliczna. Jej długie włosy były rozpuszczone i przerzucone na lewe ramię. Zrobiła sobie delikatny, ale wyrazisty makijaż, podkreślając swoje duże usta różowym błyszczykiem, a rzęsy muśnięte tuszem. Miała takie śliczne, długie nogi, co podkreśliła, zakładając idealnie dopasowane, czarne rurki. Miała też czerwone vansy, które zresztą kupowała przy mnie i krótką, bo przed pępek, białą bluzkę z napisem SWAG. 
-Nie będzie ci za zimno?- spytałam rozbawiona. Leah parsknęła śmiechem.
-Zakładam na to jeszcze dżinsową kurtkę- i mrugnęła do mnie. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Wszystko zawsze miała dopięte na ostatni guzik. Nie to co ja.
Spojrzałam na buty, jakie wybrałam. Leah miała je na weselu mojej cioci, na które wzięłam ją ze sobą, jako osobę towarzyszącą. To były wysadzane małymi cekinami szpilki z pozłacanymi, wysokimi obcasami. Były na maksa przesadzone i to dlatego je tak lubiłam.
-Jesteś pewna?- Leah uniosła brwi.
-Zdecydowanie. Zawsze chciałam je założyć, a nie było okazji.- Dobrze, że chociaż rozmiar stopy miałyśmy ten sam.
Leah spojrzała na mnie i pewnym krokiem podeszła do szafy. Po chwili wyjęła z niej krótką, czarną sukienkę na ramiączka. Była prosta, bez żadnych falbanek, czy innych takich.
-Przymierz. Zobaczymy, czy pasuje.
Gdy zobaczyłam siebie w lustrze, nie wierzyłam, że to ja. Zwykle nie ubieram się w takie rzeczy. Wolę luźne ciuchy.
Sukienka sięgała mi do połowy ud i bardzo mocno opierała moją talię. Na pupie była trochę luźniejsza, ale dekolt dopasował się idealnie. Powoli założyłam szpilki. Cóż, podobałam się sobie, co tu dużo mówić.
Leah ułożyła moje włosy tak samo, jak swoje i pomalowała mnie nieco ostrzej. Moje usta podkreślone były czerwoną szminką, a oczy brązowym cieniem do powiek. Gdyby dziadek mnie teraz zobaczył, byłabym martwa.
Leah chyba była z siebie zadowolona, bo spojrzała na mnie z dumą.
-Okej, jesteśmy gotowe.
Dobrze,  że niedaleko od jej domu jeździł autobus bezpośrednio do centrum, bo nie wiem, jakbyśmy dotarły na wyścigi.

*

Poszło szybciej, niż myślałam. Całe szczęście, że nałożyłam na siebie ten czerwony płaszczyk, bo inaczej chyba bym zamarzła. Minęłyśmy właśnie park i byłyśmy prawie na miejscu. Słychać było już warkot silników. Była już prawie dwudziesta druga, ale mój brat startował tak naprawdę za godzinę, więc...
-Selena?- Gwałtownie odwróciłam się w stronę znajomego głosu. W ciemności nie do końca byłam w stanie od razu rozpoznać osobę, która się odezwała, więc zajęło mi to dobre pół minuty.
-Emm... Tak?- nagle coś mi zaświtało.- Louis? 
-No a kto!- znajomy śmiech zabrzmiał w ciemności. Louis podszedł do mnie o mocno mnie objął. Powtórzył gest z Leah. Był całkiem przyzwoicie ubrany, jak na Lou. Miał na sobie przetarte jeansy, czarną bluzkę i bordową bluzę.
-Myślałem, że nie przyjdziecie. Bryan jest przybity. Lepiej coś z tym zrób, jeśli mamy wygrać- powiedział do mnie ostrzegawczo.- Chodźcie.- Posłusznie poszłyśmy za nim, aż ujrzeliśmy światło. Teraz stałam przed głównym miejscem spotkań wszystkich rajdowców. Trzy drużyny stały rozstawione jak najdalej od siebie. Zauważyłam dobrze przygotowany tor, który prowadził za pewne w stronę pagórków, jakieś dwie mile stąd. 
Ogólnie za jasno to nie było, ale zawsze coś. Teren otoczony był ścianami opuszczonych budynków, nadających się już do rozbiórki. Trudno byłoby tutaj przyjść, jeśli nie znałoby się dokładnej drogi. 
Rozpoznałam mojego brata, po charakterystycznym dla jego grupy zielonym kostiumie. Wyraźnie zdenerwowany szperał coś przy motorze.
Louis kiwnął głową, jakby zachęcając mnie, do podejścia bliżej. Sam został z Leah. Jasne, poflirtujcie sobie.
Chwilę zajęło mi podejście do niego, jednak wydobycie z siebie jakiegokolwiek słowa- chyba wieki.
-H-hej...
-Hej- powiedział najzwyczajniej na świecie i wstał od motoru, całą uwagę skupiając na mnie. Jego oczy przenikliwie się we mnie wpatrywały.
-Wiem, że nie powinnam od tak znikać. 
-Nie powinnaś- potwierdził. Było mi coraz trudniej.
-Ale dzięki temu miałam trochę czasu na przemyślenie... tego wszystkiego i podjęcie właściwej decyzji- zaczęłam ostrożnie.
Bryan tylko parsknął śmiechem. Hmh, niezbyt miłe.
-Co? Znowu zamierzasz olać szkołę i zamknąć się w swoim pokoju na wieki? A może przeprowadzasz się do swojej cioci na wieś? Zastanów się nad sobą, Sel.
Zaczynało się we mnie gotować. Jak on śmie mnie tak traktować?! To była już po prostu przesada.
-Tak właściwie, to zamierzam wrócić do nauki. Zamierzam wszystko zaliczyć i zdać. Ale wiesz, dzięki za wsparcie- splunęłam w jego stronę. Miałam już odejść, gdy chwycił mnie za ramię.
-Myślisz, że tylko ty przeżywasz śmierć rodziców? Że tylko ty masz problemy? To nie ty wtedy jechałaś z nimi samochodem. To nie ty widziałaś, jak umierają. Boże, Selena, mieliśmy się wspierać, pamiętasz? A ty mnie odepchnęłaś w dniu, gdy dotarło do ciebie, że oni naprawdę nie wrócą. Zmieniłaś się, a ja nie potrafię ci pomóc.- Widziałam, jak walczy ze łzami. Mój brat płakał? Mój silny brat płakał? Przeze mnie?
-Ja... Przepraszam. Bryan. Proszę...- czułam się bezradnie. Objęłam go i przytuliłam. Od razu odwzajemnił uścisk.
-Po prostu daj sobie pomóc- powiedział cicho. Pokiwałam głową, w wyrazie zgody. Odsunął się ode mnie i zauważył, że wszyscy z grupy się na niego patrzą. Nagle jego postawa zupełnie się zmieniła. Spoważniał, a jego oczy znowu były zimne. 
-Okej, skopmy im tyłki.
Uśmiechnęłam się i spuściłam wzrok na swoje nogi. 
Po chwili uniosłam głowę do góry i zauważyłam, że wszyscy zajmują już swoje pozycje.
Zrzuciłam z siebie płaszczyk i powoli podeszłam po przygotowany pistolet, by wystrzelić na start.
Zawsze to robiłam. Albo Leah.
Gdy podeszłam po pistolet, zdobyłam na sobie uwagę wszystkich uczestników. Z każdej grupy startowało po trzech zawodników. Teraz wszystkie pary oczu skupione były na mnie. Nagle usłyszałam tuż przy moim uchu głos Louisa.
-Wyglądasz dzisiaj inaczej, Sel. Seksowniej- wykrztusił. Spojrzałam na niego zdezorientowana i powoli podeszłam do wyznaczonego dla mnie miejsca na torze. Byłam bardziej zestresowana niż zwykle. Nagle moją uwagę przyciągnął chłopak, we fioletowym kostiumie, ale bez kasku. Odważnie. Przypominał mi kogoś. Chyba poczuł na sobie moje spojrzenie, bo po chwili i on na mnie spojrzał. Zaczerwieniłam się i już bez zbędnych ceremonii, krzyknęłam "gotowi?" i zaczęłam odliczać od trzech.
Pistolet wystrzelił w górę równocześnie przy wypowiedzeniu słowa "zero".
Wszyscy ruszyli. Zobaczyłam motor mojego brata, który oddalał się coraz bardziej. 
-To trudniejszy tor, niż wszystkie inne- Louis znowu się odezwał. Spojrzałam na niego beznamiętnie i podeszłam do Leah. 
-Muszę się dostać nad jezioro, teraz.
Jezioro to stały punkt trasy. Ale za nim do niego dojadą, muszą pokonać pagórki, czyli tak zwane wysypisko kości. Nie, nie wzięłam tego z Króla Lwa.
-Wooaah, spokojnie- przyjaciółka uniosła lekko ręce w górę.- Skąd ja ci mam teraz wziąć jakiś samochód?
Uniosłam brwi z lekkim rozbawieniem, choć wcale nie było mi do śmiechu.
-Żartujesz sobie? Tu każdy ma samochód.
-Ale nikt nam go nie pożyczy, misiu- westchnęła.
Nagle wpadłam na świetny pomysł.
-Chyba, że użyjesz swojego uroku i przekonasz Louisa, by pożyczył nam swoje autko...- mrugnęłam do niej.
-Chyba cię coś boli- również do mnie mrugnęła z udawanym uśmiechem.
-Proooszę! Martwię się o Bryana!
-On nie ma pięciu lat, tylko dziewiętnaście, Sel.
Przewróciłam oczami.
-Aha, to wzruszające, możemy już jechać?- wyszczerzyłam się.-Dobra, sama to załatwię.
Podeszłam do Louisa, który akurat gadał z jakimś kolegą. Poprawiłam włosy i sukienkę, po czym delikatnie klepnęłam go w ramię.
Odwrócił się od razu, a gdy zobaczył, że to ja, automatycznie się uśmiechnął.
Przygryzłam umyślnie wargę i spojrzałam pewnie na Louisa.
-Hej, mam pytanko.
Patrzył na mnie z rozdziawionymi ustami. Po chwili przejechał dłonią  po swoich włosach i powoli odpowiedział.
-Jasne, co tylko zechcesz.
-Potrzebuję twojego samochodu.
W tym momencie czar prysnął, a Lou wrócił do swojej pozycji "sorcia, ale cię nie słucham".
-Chyba oszalałaś, że pożyczę ci Britney.
-Przepraszam, kogo?- Wybuchnęłam śmiechem. Lou zrobił obrażoną minę i już miał zupełnie mnie zignorować, gdy dołączyła do nas Leah.
-Louis. Potrzebujemy tego auta- położyła mu dłoń na ramieniu. Myślałam, że posikam się ze śmiechu. Tylko ona potrafiła owinąć sobie go wokół palca.
-O-okej. I tak nigdzie się teraz nie wybierałem... Mogę was podrzucić.-Leah rzuciła mu spojrzenie pełne wdzięczności.
Chwilę później zapakowaliśmy się do "Britney".
-To, gdzie jedziemy?
-Jeziorko- parsknęłam śmiechem na słownictwo Leah.
-Woaaah, chwilka. Co wy chcecie tam robić?- Louis zmarszczył brwi.
-Nic specjalnego, no wiesz- poopalamy się i te sprawy- przewróciłam oczami.-To chyba jasne, że chcę upewnić się, że wszystko pójdzie okej.
-Dobra, nie będę się z tobą kłócił, ale zostawiam was tam i spadam. Ja się w kłopoty nie pakuję- wzruszył ramionami. Co za ciota.
-No, ciekawe kto nas odwiezie- rzuciłam. Louis odpalał już samochód.
-Nie wiem. Ja tylko podwożę.
Muszę przyznać, że mimo wszystko mój niezbyt mądry kolega potrafi prowadzić. Zajechaliśmy na miejsce w dziesięć minut, co normalnie jest niemożliwe. Bryan powinien zaraz dotrzeć do tego punktu. Wystarczy mi, że upewnię się, że spokojnie minął Wysypisko i mogę stąd spadać...
-Okej, to pa panienki- Lou odjechał z piskiem opon, zostawiając mnie i Leah same.
-Boże, jak ja się poświęcam- moja przyjaciółka stała z rękoma zaplecionymi na piersi.
-Tak, też cię kocham- uśmiechnęłam się do niej i szybko podeszłam do żółtej flagi parę metrów od nas. To nimi oznacza się trasę.
-Nie radzę, rozjadą cię- Leah się zaśmiała.
-Jestem szybka- naburmuszyłam się. Obciągnęłam sukienkę w dół, zaczynało być naprawdę zimno, a ja zostałam bez płaszcza.
Nagle zauważyłam, że ktoś jedzie. Od razu ogarnęła mnie nadzieja, że to zielony motor Bryana i możemy zaraz się stąd zmywać.
Szybko odeszłam z toru, a chwilę później obok mnie śmignęły cztery motory. Niestety, żaden Bryana. Zaczynałam się denerwować.
-Spokojnie, było sześć, tak? Zaraz przyjedzie. Nie zawsze musi być pierwszy- Leah, zupełnie nie przejęta, stała oparta o drzewo obok mnie.
Ale on nie przyjeżdżał. Teraz to już na serio byłam wystraszona.
-Idę tam.
Przeszłam obok żółtej flagi i szłam prosto po torze w stronę wysypiska.
Do Leah chyba dopiero teraz dotarły moje słowa.
-Czekaj, co!?-Pobiegła za mną.
-Zwariowałaś!? Nie idź tam! To niebezpieczne!
Pokiwałam tylko głową i szłam dalej.
-Jak chcesz, to wracaj. Ja idę po mojego brata.
-Boże, Sel, może go nie zauważyłaś.
Stanęłam i odwróciłam się do Leah.
-Nie rozumiesz. To inny wyścig niż wszystkie. Niebezpieczny, okej? Musze się upewnić. Boję się. Nie mogę... Nie mogę znowu kogoś stracić- moje oczy zapełniły się łzami. Bardzo łatwo panikowałam i póki nie znajdę Bryana, to się nie uspokoję. Ponownie zaczęłam szybko iść, gdyby nie te szpilki, pewnie bym już biegła.
Leah machnęła na mnie ręką.
-Sel, ja tam nie pójdę...
Nie odezwałam się. Szłam dalej, najszybciej jak mogłam.
-Dobra, walić to.
Po chwili usłyszałam jak Leah jest już przy mnie i idzie ze mną krok w krok.
Pięć minut zajęło nam dojście do tak dobrze znanego i przerażającego mnie miejsca. Wysypiska Kości.
Najgorsze było to, że nikogo tutaj nie było. Zupełnie nikogo.
-Selena, zabiję cię- Leah ciężko dyszała.
-Po co my tu przychodziłyśmy? Mówiłam ci, że Bryan jest już pewnie dawno na mecie.
W tym samym momencie usłyszałyśmy wystrzał z pistoletu. Zamarłam.
-BRYAN?!- krzyknęłam najgłośniej jak mogłam. Leah stała wciąż obok mnie i zdezorientowana wpatrywała się w ciemność przed nami. Pagórki- nietrudno domyślić się, dlaczego to tak nazwano. Pełno tu małych i większych wzniesień. Idealnych dla motocrossów, gorzej dla motorów wyścigowych.
Zaczęłam iść przed siebie. Nie dbałam o to, czy to niebezpieczne.
-Bryan!- wciąż się darłam.
Nagle zobaczyłam niewielką górkę. Podeszłam do niej niepewnie. Zaczynałam coraz wyraźniej słyszeć głos...
-Czas wyrównać rachunki, Bieber.
Jakiś facet stał do mnie tyłem, ale widziałam jak celuje bronią prosto w głowę drugiego faceta, który leżał cały zakrwawiony na ziemi, oparty o górę.
To, co zrobiłam, było mega głupie. Nie wiem, dlaczego ja w ogóle jestem taka głupia, ale gdy zobaczyłam, jak on zaraz wystrzeli...
Zaczęłam drzeć się, jak jeszcze nigdy w życiu. Dosłownie jak małe dziecko, gdy zobaczy największego na świecie lizaka. tak, to ten rodzaj krzyku.
-Co do kurwy...-facet z pistoletem gwałtownie odwrócił się w moją stronę zdezorientowany. W tym samym czasie, w ciągu sekundy, chłopak który jeszcze przed chwilą leżał na ziemi, teraz przygniatał swoim ciałem napastnika. Pistolet leżał dwa metry od nich.
-Myślałeś, że wygrasz? Chyba nie wiesz, z kim zadzierasz. Jesteś nikim, rozumiesz!?- chłopak zaczął krzyczeć, rozejrzał się za pistoletem.
O mój Boże. Tyle mam do powiedzenia.
Zaczęłam uciekać, jak najdalej stamtąd. Niektórzy mieliby pewnie nogi jak z waty, ale nie ja. To był moment, w którym na serio bałam się o swoją dupę.
Biegłam najszybciej, jak potrafiłam. Nagle twardo upadłam na ziemię. Pojedyncze łzy wydostały się z moich oczu przez ból, jaki zadał mi ten upadek. No oczywiście, obcas się złamał.
Miałam ochotę w tym momencie wykląć wszystkich, dosłownie. Zdjęłam szpilki i walnęłam je gdzieś na bok i szybko wstałam. Odczuwałam ogromny ból w kostce, ale nie zwracałam teraz na to uwagi. Biegłam przed siebie. Wyszłam z terenu Wysypiska i w tym samym czasie zobaczyłam jasne światło, które było coraz bliżej mnie.
Nagle przede mną zatrzymał się zielony motor. Bryan. Za nim jechał drugi motor, również zielony, jak wszystkie w naszej grupie. Na drugim pojeździe był Lou, a zaraz za nim siedziała Leah. Nie miałam teraz czasu na przemyślenia. Po prostu wpakowałam się na motor Bryana i założyłam kask, który mi dał.
Chwilę później jechaliśmy z prędkością światła po ulicy, którą widziałam tak zamazaną i przez łzy i przez tą szybkość, że nie próbowałam nawet jej zidentyfikować.
Ujmę to tak... CO SIĘ WŁAŚNIE STAŁO DO CHOLERY?

_______________________________________
Bardzo przepraszam za to opóźnienie, ale to wina mojej kochanej pani od matmy. XD
Jako bonusik mogę wam OBIECAĆ, że jutro pojawi się drugi rozdział. Pewnie dopiero wieczorem, ale się pojawi.
No i... Jak wam się podoba? Powiem szczerze, że to miało zupełnie inaczej wyglądać, ale wyszło jak wyszło i mam nadzieję, że nie jest najgorzej.
Chcę zaznaczyć, że nie jest to typowe opowiadanie o "bad boyu". Wbrew pozorom to opowieść o zupełnie normalnych nastolatkach... Zresztą, zobaczycie sami! ;)
@choco_babies